poniedziałek, 26 maja 2014

Rain.


Siedzę na kanapie. Widzę rozbłysk oświetlający pustkę, który poprzedza grzmot, wbijający się w ciszę niczym masywny, piękny miecz. Słyszę jak krople deszczu uderzają o parapet, jednak tę kakofonię dźwięków dominuje cisza. Słyszę odgłosy burzy, jednak brak innych dźwięków jest bardziej intensywny, wybija się ponad. Każdy błysk rozświetla pokój, jednak mrok, w którym jest on pogrążony, obejmuje mnie całkowicie. Przy każdym rozświetleniu widzę jak ciemność owija wokół mnie swoje długie macki.
Czuję brak czegoś, coś tu jest nie w porządku, coś jest nie na swoim miejscu, bądź czegoś w ogóle nie ma. Widzę wgniecione miejsce w kanapie, czuję zapach, trzymam w rękach mały kawałek plastiku, czuję lekki kawałek srebra na szyi... ale brakuje dopełniającej tego wszystkiego całości.
Deszcz ustaje, krople spadają coraz rzadziej, parapet i chmury cichną. Teraz ta cisza zaczyna doskwierać, zaczyna wbijać się w uszy. Grzmoty przecinają ją coraz rzadziej, zostawiając mnie z nią sam na sam. Boję się konfrontacji, nie chcę ulec jej mocy. Wychodzę na balkon. Patrzę na ulicę w poszukiwaniu urozmaicenia. Czuję krople na twarzy, choć nie wiem czy to deszcz. Patrzę na zamglony w moich oczach świat, który mimo swojej różnorodności jest szary i nijaki. Może wrócę spowrotem, przytulę to co mam pod ręką i zasnę czekając na przyszłość.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz