czwartek, 31 sierpnia 2017

So alone.

Niby wszystko jest w porządku - jestem zdrowa, mam w czym chodzić, mam co jeść. 
Ale nie mam do kogo wracać. 
Kończę pracę, kończę zajęcia i mam ochotę pójść gdziekolwiek, tylko nie do mieszkania, gdzie nikt na mnie nie czeka. Które jest puste, pozbawione jakiegokolwiek wyrazu, emocji i chęci. To mieszkanie staje się dla mnie więzieniem, czterema nic nie znaczącymi ścianami, męczy mnie przebywanie tam. Dobija. Sprawia, że moja samotność pogłębia się, staje się uciążliwie nie do zniesienia, uświadamia mi jak mało znaczę, jak jestem mało ważna dla świata. 
Nie mogę już tego dłużej znieść, tego poczucia bezsensowności mojej egzystencji, tej dobijającej samotności i wszechogarniającej pustki. Ludzie, którzy się pojawiają nie chcą zamieszkać na dłużej, a ja nie mam zamiaru ich przy sobie zatrzymywać na siłę, ciągnąć do siebie, jakby od tego zależało moje życie. Choć - może zależy. 

niedziela, 27 sierpnia 2017

Born to late

Moralnie nigdy nie miałam sobie nic do zarzucenia. Nigdy nie uważałam, by zasady, które dla siebie ustaliłam, wszystkie granice, czy ograniczenia były wątpliwe moralnie.
Ostatnio jednak zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem wszystkie te zasady nie sprawiają, że jestem starsza od swoich rówieśników o jakieś dwadzieścia lat. Nie wyznaję zasady "czego oczy nie widzą tego sercu nie żal", nie podoba mi się postępowanie, które pokazuje jakbyśmy byli pieprzonymi panami świata.
Nie chcę żebyś pomyślał, że moje postępowanie jest dla mnie uciążliwe - wręcz odwrotnie - jestem z niego dumna. Jestem dumna, że nie wdaję się w przelotne romanse, że nie pocieszam się coraz to innym facetem między moimi nogami. A tak robią kobiety, które znam. Kobiety mające 21 lat, które uważają, że taki wiek to pewne przyzwolenie do robienia rzeczy, nad których konsekwencjami nie będą się zastanawiać, bo "mają wyjebane". Wpierają potem innym, że to jest życie, którego zawsze pragnęły, że to życie je zadowala. Ale żadna z nich nie przyzna się do tak wielu przepłakanych nocy, do dni, w których chciałyby zostać w łóżku, zakopać się w kopcu z kołder, tarcz i zapomnienia, bo nikt na nie nie czeka, nikt się nie zastanawia co się z nimi dzieje, gdy ich jedynym towarzyszem są one same.
Uważam to za żałosne. Żałosne postępowanie, którym oszukują same siebie, że są szczęśliwe, że nie potrzebują niczego więcej tylko pieniądze, alkohol i przygodny seks.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Cure

Idąc między ścianami z betonu i cegieł, między spieszącymi się ludźmi i powiewami wiatru myślałam, że zostałam wyleczona. Że w końcu mogę odetchnąć pełną piersią, że tocząca mnie choroba w końcu opuściła moje ciało wraz z ulatniającym się smutkiem.

Okazało się jednak, że było to tylko jedno ze schorzeń, które mi dolegają. Gdy w końcu pogodziłam się z tym co trzeba, gdy wyciągnęłam rękę w odpowiednią stronę, druga została w tyle wbijając mi nóż w plecy.

Wszystko co dzieje się wokół mnie ma wpływ na formującego się wewnątrz mnie dekadenta - człowieka przekonanego o schyłku i upadku, człowieka o poglądach beznadziejnych i - dla mnie - tragicznie pięknych.

Męczę się w tej rzeczywistości. Męczy mnie przebywanie w mojej skórze, patrzenie na rzeczy, które widzę, słyszenie rzeczy, których słucham. Najgorszą rzeczą jest brak jakiegokolwiek ratunku, bo nikt mnie uratować nie może, mogę to zrobić tylko ja sama. A jak tu się ratować, gdy spadanie i tkwienie w tym bezsensie zniechęca do jakiejkolwiek próby samoratunku?