niedziela, 27 sierpnia 2017

Born to late

Moralnie nigdy nie miałam sobie nic do zarzucenia. Nigdy nie uważałam, by zasady, które dla siebie ustaliłam, wszystkie granice, czy ograniczenia były wątpliwe moralnie.
Ostatnio jednak zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem wszystkie te zasady nie sprawiają, że jestem starsza od swoich rówieśników o jakieś dwadzieścia lat. Nie wyznaję zasady "czego oczy nie widzą tego sercu nie żal", nie podoba mi się postępowanie, które pokazuje jakbyśmy byli pieprzonymi panami świata.
Nie chcę żebyś pomyślał, że moje postępowanie jest dla mnie uciążliwe - wręcz odwrotnie - jestem z niego dumna. Jestem dumna, że nie wdaję się w przelotne romanse, że nie pocieszam się coraz to innym facetem między moimi nogami. A tak robią kobiety, które znam. Kobiety mające 21 lat, które uważają, że taki wiek to pewne przyzwolenie do robienia rzeczy, nad których konsekwencjami nie będą się zastanawiać, bo "mają wyjebane". Wpierają potem innym, że to jest życie, którego zawsze pragnęły, że to życie je zadowala. Ale żadna z nich nie przyzna się do tak wielu przepłakanych nocy, do dni, w których chciałyby zostać w łóżku, zakopać się w kopcu z kołder, tarcz i zapomnienia, bo nikt na nie nie czeka, nikt się nie zastanawia co się z nimi dzieje, gdy ich jedynym towarzyszem są one same.
Uważam to za żałosne. Żałosne postępowanie, którym oszukują same siebie, że są szczęśliwe, że nie potrzebują niczego więcej tylko pieniądze, alkohol i przygodny seks.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz